"Niepowstrzymany" to mógł być dobry album, naprawdę. Wystarczyłoby tylko, że Gimpson nabrałby nieco pokory, dojrzał, dałby sobie kilka lat na wyrobienie stabilnego flow, skupiłby się przy pisaniu tekstów, a do tego zupełnie zrezygnowałby z pomocy swoich producentów. A że gronu wyznawców wystarcza to, z czym mamy aktualnie do czynienia – no cóż…